Nic nie jest jak trzeba. Nie jest łatwo ani cukrowo.
Brakuje różu i kolorowych światełek.
Świat wydaje się pusty i szary. Ludzie przemykają ulicami niczym cienie bez poczucia własnej wartości.
Wszystko jest jakieś.... Inne.
Bezkształtne.
Nieobecne.
Obserwuje wszystko i wszystkich z wysokiego okna, brudniejszego niż świat, który jest za nim.
Chcę krzyczeć "obudźcie się", ale brakuje mi sił. Otwieram usta, ale głos więźnie mi w gardle.
Nikt nie zauważa smutnej dziewczyny, która przegrywa z bezsilnością. Jestem im obojętna.
Nie chcę już walczyć o nich i ich, pozornie mi znane, jestestwo.
Biorę koc i z kubkiem gorącej herbaty siadam przy oknie. Będę tylko obserwować. Tylko patrzeć. Nic ponad to.
Widok świata podobnego do mojego własnego przytłacza mnie choć ten jest brzydszy, wypłowiały, nijaki.
Wszystko za oknem sprawia mi ból. Każda osoba, budynek, drzewo kłuje w serce. Boję się, że kolorowy świat, który kochałam nie wróci. Że był snem. Marzeniem ulotnym niczym pocałunek.
Biegam po mieszkaniu szukając wyjścia, krzyczę, błagam.
Jestem sama i brakuje drzwi.
W jednym z pokoi wisi lustro a w nim moje odbicie. Szary sweter, nijakie spodnie.
Jestem tak samo szara, tak samo smutna i pusta, jak ludzie za oknem.
Bez historii czy wnętrza.
Bezkształtna...
I wtedy..
Widzę ją, ale nie czuję. Pojedyncza łza spływa po moim policzku. Sama. Jedna, jedyna.
Nie wiem co było dalej. Obudził mnie deszcz bębniący w okno.
Niebo płakało żeby oczyścić świat...
No comments:
Post a Comment