9/08/2011

Ostatnia Piosenka


Emocje. Nieodzowna część nas. Towarzyszom nam zawsze wszędzie. Oczywiście zawsze może zdarzyć się taka sytuacja, że inni będą nas postrzegać jako osoby bez wyrazu. Z emocjami trzeba uważać, żeby nie przesadzić. Są jednym z narzędzi pracy aktorów. I zawsze możemy je odkrywać na nowo.
Dlaczego pisze o tym? Otóż, obejrzałam dzisiaj po raz enty „The Last Song”. (Dziękuję Matthew, ten film to najlepszy prezent urodzinowy jaki dostałam.)
Film ten jest pełen emocji i uczuć. Mamy szczęście, ból po stracie ojca, są troski i zmartwienia, jest świadomość ostatniego pożegnania i zbliżającej się śmierci. Zawsze na nim płaczę. Jest 5 scen, które poruszają moje serce. Tworzą one, jak to się mówi, sekwencję? Nie pamiętam. W każdym bądź razie od momentu w szpitalu do pogrzebu ojca, z moich oczu strużkami płyną łzy. Są słone i mokre. Mam ochotę je wytrzeć, ale tego nie robie. Przecież nie możemy się wstydzi tego, że mamy uczucia, że jesteśmy wrażliwi i takie sceny nas poruszają. Różne opinie krążą o tym filmie. Jedni krytycy uważają go za dobry, inni za zły. Pokazuje jak ludzie się zmieniają pod wpływem zdarzeń, jak zmienia się ich sposób widzenia świata.
                Dzisiejszy seansie różnił się tym, że włączyłam opcje z komentarzem reżyserki. W ten sposób oglądałam film na nowo. Na nowo odkrywałam tę historie. Dostrzegłam to o czym mówiła pani reżyser i zaczęłam się zastanawiać czy ja bym dała radę tak zagrać jak MC. Nie mówię tutaj o romantycznych scenach i tej sielankowej części filmu, która mówi o tym jak rodzi się miłość pomiędzy bohaterami. W jej grze widać ból i strach przed tym co będzie, czyli śmiercią ojca. Łzy są prawdziwe.

Kiedy jest źle i wali się nasz świat, dobrze jest mieć kogoś, kto będzie stal obok i trzymał nas za rękę. Kto wyjmie super glue z kieszeni i powie ‘Nie martw się. Posklejamy to razem. Wszystko da się naprawić’.  Wprawdzie zasada „wszystko da się naprawić” nie tyczy się złamanych serc, zszarganej reputacji i nieudanej przeszłości, ale jak najbardziej odnosi się do tego co będzie. Bo to zależy od nas. Bo to my jesteśmy murarzami i zmieniamy, naprawiamy nasz świat.

Tak więc jutro łapie za moją szpachelkę i, za namową kolegi oraz interwencją rozsądku, jadę na uczelnię dowiedzieć się osobiście co tam się wyprawia u nich i jaka jest moja sytuacja, bo to już zaczyna się robić śmieszne. Papiery wysłałam i czekam od tygodnia na ostateczna decyzje. Spoko, ja wiem, ze Anglicy to ludzie, którzy na wszystko maja czas im się nigdy nie spieszy (jak to powiedział Nigel- Powoli, mów powoli. Po co masz się spieszyć? Lepsza komunikacja wynika z wolniejszego mówienia. Ja mam czas.), ale zajęcia zaczynają się za jakieś 10dni a ja jak ten kołek nadal nie wiem czy już mogę nosić bluzę z logo szkoły i cieszyc się studenckim życiem… :(

No comments:

Post a Comment